Stawiamy się na Ławicy z pełnymi workami na plecach w oczekiwaniu na romantyczny lot - na kawę na lotnisku w Monachium...
Z przecieków wynika, ze w samo południe ma tu przyleceć Juventus Turyn, coby zremisować jutrzejszy mecz z Lechem. No to się nie odprawiamy, pooglądamy sobie foodballowe gwiazdy. Pogłoski chyba są prawdziwe bo zjedzaja sie lokalne stacje tv oraz kibice łowcy autografów - od razu rodzi się pomysł, ze taki autograf byłby ładnym wstępem na stronie tytułowej naszego (klasycznego) notatnika z podroży.
Polowanie okazuje się udane, o ile przymknąć oko na fakt, ze długopis nie był rozpisany i połowy autografu nie ma, no i że nie wiadomo czyj to bazgrol. Ale wartość sentymentalna ma :)