Świat się zmienia nieubłaganie. 5 lat temu, byłem zauroczony Wyspą słońca i wracałem tam z wielką nadzieją spędzenia pięknych chwil w towarzystwie mej pięknej żonki. Wyspa nadal zachwyca, jednak jej mieszkańcy nie prowadzą już tak leniwego żywota jak onegdaj, choć płynąc na wyspę jeszcze nic nie budzi podejrzeń. Cena za łódkę 20Bs (na południową stronę wyspy, natomiast na północną - dalszą: 40Bs), jest tylko 2 razy wyższa jak przed pięciu laty. Natomiast, po prawie godzinnym rejsie, już na pomoście wita nas opłata 'bramkowa' i obrzydliwa statua przypakowanej pary indiańskiej. Port wzbogacił się o 2 nowe pomosty, padło parę drzew z tych nielicznych które tu rosły, a w ich miejscu powstały kolejne miejsca noclegowe. Ceny noclegów poszybowały do 100Bs za osobę (przed targowaniem), dzieciaki przekrzykują się z ofertami najlepszych noclegów, aby po chwili wspinaczki okazało się że oferta jest, ale zw cenie 2 krotnie wyższej i nie za dwójkę tylko od osoby itd. Ale najlepsze mieszkańcy, albo ów lokalni przedsiębiorcy wyspy zostawili na koniec. Chcąc opuścić wyspę otrzymuje się ofertę nie do odrzucenia jedynego autoryzownego punktu sprzedaży biletów na rejs powrotny 70Bs (z południowej części) z dołączoną równie uprzejmą jak nieprawdziwą informacją, że jest to jedyna opcja powrotu z wyspy.
Wiem że jestem małostkowy pisząc o tym pięknym miejscy w taki sposób, ale model marketingowy mocno zdominował moje wspomnienia.