Po powrocie z dzungli, kapieli i oddaniu rzeczy do prania idziemy sie przejsc po miescie. Nie jest jeszcze pozno (19.00-20.00), choc juz ciemno. Nasza uwage przyciaga jeden z budynkow kolonialnych w ktorym pali sie swiatlo. Wyglada na jakies biuro. Drzwi otwarte sa na osciez wiec zagladamy do srodka. Pojawia sie jakis pracownik, wiec pytamy czy mozemy sobie poogladac. O dziwo Pan wpuszcza nas do pokoju po lewej i mowi, ze zaraz przyjdzie nas ktos oprowadzic. Wiec chyba trafilismy do muzeum. Milo, ze po godzinach tez oprowadzaja.
Jakie jest wiec nasze zdziwienie gdy od nadchodzacego przewodnika slyszymy pytanie:
- "Estais Masones tambien?" nawet z nasza znajomoscia hiszpanskiego mozna to pytanie zrozumiec tylko jak:"Czy wy takze jestescie Masonami?"...
- "No nie, jestesmy turystami z Polski, chcielismy obejrzec..."
- "Nie ma problemu".
Mily Pan mowi, ze nie mowi po angielsku, ale mowi calkiem dobrze, oprowadza nas i opowiada historie. Masoni przybyli tu pod koniec XIXw. z Anglii, pierwszy wielki kaplam był Anglikiem, nastepni Peruwianczykami. Obecnie loza liczy ok. 100 czlonkow z czego 80 dziala aktywnie, najmlodszy ma 40 lat.
Ogladamy pierwszy pokoj historyczny, biuro szefa, hall ze zdjeciami kolejnych wielkich kaplanow w "strojach galowych" z szarfami i z jakby mlotkiem przy piersi, jest tam jeszcze miedzy innymi wieszak z w/w szafami i obraz Jezusa Zmartwychwstalego.
Na koniec zwiedzamy pokoj obrad, na podwyzszeniu tron, na scianmach malowidla chmur burzowych i inne nazwijmy je meteorologicznymi, wisza tez w ramkach obrazki ze znakami zodiaku. Ponadto po 2 rzedy krzesel wzdluz scian, 2 mownice, na srodku stoik z czerwona poduszka na nim ksiega (zapewne Biblia), a na niej cyrkiel i wegielnica....
.......szczerze mówiąc dotychczas wiarygodność istnienia masonów klasyfikowałam pomiędzy krasnoludkami, a dinozaurami i nawet jeśliby było im bliżej do tych drugich i mieliby kiedyś kiedyś istnieć NAPRAWDĘ, to chociaż jako tajna organizacja.... a tu proszę facet oprowadza nas jak po klubie szachowym, a gdybyśmy mieli przy sobie aparat to pewnie nawet zdjęcia moglibyśmy zrobić.
A my myslelisy, ze takie rzeczy tylko w "Panu Samochodziku".
Ot Iquitos - miasto w dzungli.