Pobudka o świcie i ruszamy do doliny gejzerów. Trudno to jakoś skomentować po prostu bulgocze, chlupie, zieje i robi WIELKIE wrażenie.
Ruszamy dalej i po 30 min lądujemy w "zajeździe" z wodami termalnymi. Wyobrażałam sobie to jako jakiś śmierdzące siarką bajoro, a tu krystalicznie czysta woda w przepływowym basenie. No to nie pozostaje nic innego jak do niej wskoczyć.
Ostatnie punkty programu to Pustynia Salvadora Dali i Laguna Verde (Zielona) z perspektywą na wulkan XYZ.
Żegnamy się z towarzyszami i ruszamy w stronę granicy z Chile.