Geoblog.pl    asiwo    Podróże    Na leniwce! Ameryka Południowa 2010/2011    Wodospady w deszczu
Zwiń mapę
2010
03
gru

Wodospady w deszczu

 
Argentyna
Argentyna, Puerto Iguazu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11300 km
 
Wstajemy o świcie który wita nas podzwrotnikowymi ciężkimi chmurami z których leje sie strumieniem deszcz. No cóż chwila wahania czy idziemy oglądać wodospady i szybka refleksja ze jesteśmy na wakacjach i żaden deszczyk nie bedzie nam dyktowal warunków, nawet jeśli po 10-ciu minutach będziemy przemoczeni do suchej nitki. Dobrze chociaż że temperatura, powyzej 20 stopni, pomoze nam uchronić się od zapalenia płuc. Biegniemy zatem na autobus (7 Ps/os) który zabiera nas do Parku Narodowego Iguazu. Po około pół godziny dojeżdżamy do bramy parku, gdzie wita nas wielka tablica rasistowskiego cennika, która wskazuje nam (gringo) miejsce w szeregu. My płacimy 85Ps, gdy lokalni wchodzą już za 20 Ps. Cóż dyskryminacja ma wiele płaszczyzn - gdyby nie to, ze jesteśmy Polakami, a nie Hiszpanami, można by powiedzieć, że słusznie odbijają sobie konkwistę. Czytamy tez ze z biletem kupionym dziś można wrócić kolejnego dnia za pół ceny, co postanowimy wykorzystać i nazajutrz sprezentować nasze bilety przygodnym gringosom.

Wskakujemy do kolejki która jeździ po parku i jedziemy do Garganta del Diablo. Wodospady ze strony argentyńskiej można oglądać z trzech perspektyw. Z platformy nad rozlewiskiem, ze ścieżki przebiegającej wzdłuż krawędzi urwiska i od dołu, gdzie cała woda spadając rozpryskuje się wokoło. Aby przejść wszystkie ścieżki potrzeba minimum 4h, ale tak naprawdę można i warto chodzić po tym parku cały dzień, aż nas nogi przestaną nosić albo wyczerpie się nasza cierpliwość do padającego deszczu. Nam się nie wyczerpała,a nawet około południa wyszło słońce. Niestety deszcz i wodospad przyniósł także poważne zniszczenia w postaci zalanego aparatu, który bardzo uprzykrzył mi spacer po tym pięknym miejscu. Perspektywa noszenia przez najbliższe 2 miesiące 2,5kg zepsutego i całkowicie niepotrzebnego sprzętu fotograficznego dość mocno wierci nam w głowach. Nie pomagały zaklęcia ani groźby i złości - aparat zdechł i mogłem tylko dziękować wytrwałości Asi która ostatecznie przekonała mnie do wzięcia małego zapasowego aparatu (jakby tamten właściwy padł ofiarą potencjalnego złodzieja).W miedzy czasie słońce nas nieco podsuszyło. Podejrzewamy, że nasz wspaniały i najlepszy aparat obraził się gdy mówiliśmy o nim "ciężkie cholerstwo", ale przecież nie jest wcale tak ciężki i taki ma ładny opływowy kształt i dostojny kolor + połysk... więc zmieniamy taktykę i prosimy go bardzo by się jednak nie gniewał i zadziałał :)

Polecamy też zapomniana ścieżkę do pojedynczego wodospadu ARRACHEA FALL u podnóża którego można się kąpać. Po drodze do w/w natykamy się na mnóstwo zwierząt, tu pierwszy raz widzieliśmy rodzinę małp na wolności, ale były tez kapibary(?) i dużo rożnych ptaków oraz mrówki samotniczki w rozmiarze 2,5cm (ponoć żywią się innymi mrówkami).

Ogólnie cały park tak nam się bardzo spodobał - wróciliśmy jeszcze do Garganta del Diablo aby tym razem zobaczyć to miejsce w pełnym słońcu. Do hostelu wróciliśmy późnym popołudniem z pomysłem, aby kolejnego dnia sprzeciwić się niesprawiedliwemu systemowi.

W hostelu mieszkamy z Izą i Tomkiem z Wrocławia, którzy są u kresu swej 3 miesięcznej podróży przez Australię, NZ i Am Pd. Miło się gawędzi - trzeba będzie kiedyś pojechać zobaczyć te kangury i inne stwory- poza tym polecają nam ciekawe miejsca w Ameryce i przyzwoite tanie noclegi. W ramach wymiany inf. tym razem z nieco podpitą Chilijka dowiedzieliśmy się też o jaskiniach na północy Paragwaju, które postanawiamy włączyć do naszego pustego jeszcze planu.

Za to z aparatem bieda... wyświetla "Error 20" czyli elektronika kaput - internet radzi by odesłać do serwisu... łatwo powiedzieć.

W praktyce:
-wejście do parku 85Ps/os (z zagranicy innej niż Brazylia i Paragwaj), z wczorajszym biletem można wejść jutro za 40Ps (więc może warto popytać w hostelu czy ktoś by swojego starego nie odstąpił ;) ).
-autobusy do parku z terminala co 20 min (7 Ps).
-autobus cama Puerto Iguazu-Salta: 404Ps
-hostel w Puerto Iguazu (Residencial Uno), dormitorium, wiatrak, internet, czysto cena za osobę: 35Ps


I jeszcze bardzo podoba nam się wpis z tego miejsca: http://rangzen.geoblog.pl/wpis/88280/nad-wodospadem
wiec widać ze można i bez haraczu ;) A wspomnienie znakomitej książki Perkitnego też nam towarzyszyło w tej okolicy ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Swierszcz
Swierszcz - 2012-01-17 08:57
... "że słusznie odbijają sobie konkwistę"
- Czy słusznie? Przecież to nie Guarani, tylko właśnie Hiszpanie, Portugalczycy, Włosi, Ukraińcy i ... Polacy, zwący się teraz Argentinos "odbijają sobie" na gringos. :-(
A tak na prawdę to złodziejskie rządy uzurpujące sobie prawa do dzieł Bożych.

PS. Też mi tam "zdechł" aparat :(
 
 
asiwo

Asia i Wojtek
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 55 wpisów55 9 komentarzy9 349 zdjęć349 0 plików multimedialnych0