Geoblog.pl    asiwo    Podróże    Na leniwce! Ameryka Południowa 2010/2011    W drodze do Pucallpy
Zwiń mapę
2010
30
gru

W drodze do Pucallpy

 
Peru
Peru, La Unión
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15667 km
 
Dostalismy 2 ostatnie bilety do La Unión na 13.00. Zapowiadaja sie piekne widoki - jedzie sie 5h - oby tylo zaparowane szyby od spodziewanego codzien po poludniu deszczu wszystkiego nie zaslonily... Widoki byly, były też inne atrakcje, ale o nich po małej dygresji. W Boliwii miedzy Altiplano a niżej położoną dżunglą jest puszczona droga o marketingowej nazwie "Droga śmierci". Liczba spadających, w każdym roku, autobusów i ciężarówek z kilkusetmetrowych urywisk podawanych w statystykach przyprawia o gęsią skórkę i jest niezłym lepem na turystów. W La Paz agencje turystyczne prześcigają się w w ofertach czym by to nie zjechać najbardziej niebezpieczną drogą świata. Droga rzeczywiście jest wąska, wyboista, na zakrętach ledwo mieści się co szerszy pojazd, mgła unosząca się nad tropikalnym lasem górskim i deszcz podmywający drogę dodatkowo uatrakcyjniają przejazd. Miałem okazje zjechać rowerem tą droga kilka lat temu i najbardziej adrenalinogennym fragmentem był powrót busem prowadzonym w lokalnym stylu, przez lokalnego kierowcę. Sam zjazd rowerem miał jedynie walory estetyczne związane z otaczającą przyrodą, a poza tym wszystko było bezpieczne, bo i rower wąski i kierownica w pewnych (własnych) rękach.Droga do La Union patrząc na mapie może mieć góra 70km, druge 50km jest do Huanuco. Wiemy że cała droga jest asfaltowa, nic więc dziwnego że po góra trzech godzinach liczymy, że złapiemy przesiadkę do Huanuco aby wieczorem tam właśnie zanocować. Przekonuje nas o tym dodatkowo standardowe wypełnienie autobusu ("plecy na drzwiach"). Zapowiadanych widoków dziś nie było, zgodnie przewidywanym zachmurzeniem 9/10. Gdy o 20stej robi się ciemno i wjeżdżamy do miasteczka jestem dość skołowany w domysłach dokąd dojechaliśmy. Okazuje się że do La Union zostało jeszcze kilkanaście kilometrów, a kierowca autobusu kategorycznie odmawia dalszej współpracy. Kolejna godzinę trwały nieudane negocjacje, po czym cały, mocno upchany autobus, przesiadł się do równie zapchanego autobusu, który stał za nami na wąskiej drodze, jako ze pierwszy skutecznie zablokował drogę. Jak to się stało że ów drugi autobus podwoił swoją objętość, pozostanie andyjską tajemnicą. Oczywiście kolejne kilometry były ponownie urozmaicane kilkunastominutowymi postojami w ciemnym kanionie i kłótniami prowadzonymi miedzy kierowcą a krewkimi pasażerami. Z powodu braków językowych, myśmy udzielali sie jedynie w sekcji akustycznej, tj. zajmowaliśmy się tupaniem i waleniem pięścią w blaszany sufit. Ostatecznie tuż przed północą (~70km/11h) dojeżdzamy do La Union i wraz z kilkoma poznanymi pasażerami udajemy się na spoczynek do Grand Hotelu. Widać, nocleg i wspólny posiłek w miejscowych jadłodajniach jest wpisany w uroki przejazdu. Samo miasteczko, tylko dlatego że leży w dolinie na szlaku tranzytowym jest w mairę rozbudowane, nie brak mu jednak pięknego uroku zakątka na końcu świata. Wrażenie potęgują ciasno oplatające dolinę góry. Gdy nad ranem stawiamy się w miejscu odjazdu autobusu na kolejny odcinek spotykamy rozespane ale i przyjaźnie uśmiechniętych znajomych współtowarzyszy podróży. Chmury podniosły się nieco, wiec od pierwszych kilometrów mogliśmy podziwiać widoki. Teraz dopiero mogliśmy zorientować się dlaczego wczoraj tak wolno jechaliśmy i dlaczego pytając się o nocny autobus słowo 'peligroso' było najdelikatniejszym z odpowiedzi. Droga pnie się to w górę to w dół, do tego wycięta jest w stromym zboczu, które co kilkadziesiąt metrów poprzecinane jest głębokimi żlebami. Zakręt za zakrętem pokonywany drogą nieco szerszą niż autobus, po godzinie świadomej jazdy zaczyna burzyć spokój świadomości. Ostre hamowanie na zakręcie zza którego wyłania się inny autobus, mijanki na włos, cofanie pod górkę mając po jednej stronie kilkanaście sekund swobodnego lotu, nie są obojętne dla naszych współtowarzyszy, jakby nie było tutejszych mieszkańców gór. Droga wprawdzie jest wyasfaltowana, ale widać że bardzo często obrywają się wielkie osuwiska, które zabierają wszystko na swojej drodze w kilkuset metrową otchłań (informacja praktyczna: jadąc na wschód drogą la union-huanuco więcej ekspozycji jest po prawej stronie). W autobusie zaduch wymieszany zapachami wymiocin, spirytusu i różnymi środków orzeźwiających robi gęstą atmosferę, a kolejne godziny robią się naprawdę męczące. Trudno się skupić na przyrodzie gdy pasażerowie odgrażają się kierowcy że jak nie zwolni to go przepędzą (praktycznie trudne, część pasażerska jest zamknięta na klucz). Ostatecznie o 13.00, po 8 godzinach jazdy (50km), wysiadamy bezpiecznie w Huanuco. W rzeczywistości liczba zakrętów była tak duża że trudno mi oszacować prawdziwą długość drogi, niemniej jeśli będziecie tamtędy przekraczać Andy, nie dajcie się zwieść mapie że to tylko sto kilkadziesiąt kilometrów :) Ach i zapomniałbym nawiązać do drogi śmierci w Boliwii. Z Coroico do La Paz jedzie się newralgicznymi odcinkami może jedną godzinę, tutaj mamy kilkanaście godzin w dużym napięciu, dodatkowo za cenę zdecydowanie mniejszą niż oferują różne GringoTuristicoServices :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Ola S
Ola S - 2011-01-05 19:25
Czesc:)

Peknie dziekuje za kartke, byłam mile zaskoczona!!!:) Zaglądam codziennie na Wasz eksta blog. A zdjęcia z marzeń każdego podróżnika/geografa:P
Pozdrawiam!:)
 
Ola S
Ola S - 2011-01-05 19:28
(no gdzie te r :P) ...Tyle przygód, że można książkę pisać:) ach..
 
 
asiwo

Asia i Wojtek
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 55 wpisów55 9 komentarzy9 349 zdjęć349 0 plików multimedialnych0